sobota, 12 grudnia 2015

Kosmos



Znowu mam wrażenie, graniczące z pewnością, że zamiast pisać o modzie, zaczynam pisać o tak zwanym otoczeniu. Ale pozwalam sobie. Bo inaczej się nie da. Nie umiem inaczej analizować mody niż poprzez to gdzie się rodzi, skąd się bierze i dlaczego tak wygląda. Zadaję więc sobie pytanie o to, co wpływa na nasze myślenie w tym miesiącu, co nas inspiruje, kto wychynie z lodówki, kiedy ją otworzę, a kto narzuci mi się z billboardu. Oprócz zagubionego w Internecie Vincenta Vegi i sporu o Trybunał Konstytucyjny mój świat żyje dwoma sprawami. Są to: Gwiazdka i Gwiezdne wojny. Bardzo gwiezdnie. Kosmicznie - można by wręcz powiedzieć. A więc Kosmos!

"Tak daleko, tak blisko"

Kosmos to ostatnio popularny temat. Weźmy choćby liczbę powstających na przestrzeni ostatnich lat filmów dziejących się w przestrzeni międzyplanetarnej. Grawitacja, Interstellar, Marsjanin i wreszcie tegoroczne Gwiezdne wojny. Pierwsze trzy z nich są patetycznymi opowieściami o zmaganiu człowieka z naturą, potwierdzającymi nasz wyjątkowy status we Wszechświecie. Może i jest on niezmierzony, nieprzyjazny i niepoznany, ale my sobie damy radę. Zmierzymy, zbadamy, skolonizujemy, zwyciężymy. Wszystko to dzięki naszemu wspaniałemu umysłowi ludzkiemu, dzięki któremu powstała ta nasza wspaniała cywilizacja, którą warto chronić za wszelką cenę. Niesiemy więc te nasze ideały człowieczeństwa, nasze wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać świat, w nowe, nieznane przestrzenie, które koniecznie chcemy uczynić znanymi. 

Coś mi to przypomina. Dokładnie to samo działo się w epoce wielkich odkryć geograficznych. Kolumb, czy Magellan niewiele się różnili od Niela Armstrona, czy Matta Damona w Marsjaninie. Podbój. To słowo-klucz. Zbieramy do kupy wszystko, co w nas samych wydaje nam się najlepsze, co warto narzucić wszystkim innym, żeby byli tacy samy, jak my. Skupiamy się też na wykorzystaniu najnowszych rozwiązań i pokonywaniu granic technologicznych, aby pójść o krok dalej, tam gdzie nikogo (kogo znamy) wcześniej nie było.

Zanim jednak Kolumb, czy Gagarin wsiedli na swoje statki, ludzie ich epok wyobrażali sobie, co ci podróżnicy zastaną w nieznanym świecie. Ludzie Średniowiecza zakładli, że tubylcy z odległych krain mogą np. nie mieć głów... Ale wciąż w głównych założeniach przypominali oni homo sapiens.

Ludzie XX wieku z kolei zamiast kolorowych rycin mieli do dyspozycji Gwiezdne Wojny. Również i tym razem rozliczne planety zamieszkiwane są przez ludzi i antropomorficzne roboty, ewentualnie istoty podobne do zwierząt w różnych cechach. Zawsze jednak nasze wyobrażanie o inności jest tylko wariacją na temat tego, co już znamy. Nasz mózg nie jest bowiem w stanie wyprodukować obrazu z niczego, musi więc korzystać z tego, co już ma w bazie danych. Poza tym, jakże dużo łatwiej jest jechać na spotkanie czegoś, co znamy niż nieprzeniknionej ciemności i nieskończonej ciszy, o kórej pisał Pascal.

"Wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni"

Poszłam do kina na Grawitację, bo zobaczyłam trailer, który kończy się na tym, jak Sandra Bullock odrywa się od liny i leci gdzieś w przestrzeń kosmiczną, wołając w pustkę. Wydawało mi się to zaczątkiem najstraszniejszego horroru świata. Podobnie straszna była tylko ta scena Wywiadu z wampirem, kiedy Brad Pitt ma być zamknięty na wieczność w ciemnej trumnie. Taka całkowita nicość i brak jej granic jest dla mnie najbradziej przerażający na świecie. Potem okazało się, że Grawitacja to film trochę o czymś innym, ale trudno.

Patrzenie w rozgwierzdżone niebo, obserwacja gwiazd i planet przez teleskop. Planetarium, obserwatorium astronomiczne. To miejsca melancholii. Każą nam przypomnieć sobie o naszym miejscu w Kosmosie, prowokują do rozmarzenia się nad nieskończonością, która jest jednocześnie fascynująca i przerażająca. Melancholijny charakter obserwacji to rewers cholerycznego podboju. Zamiast projektować nowe światy na nasz wzór i podobieństwo, uznajemy z pokorą ich inność i naszą nieumiejętność jej zrozumienia. Ale na dłuższą metę nie da się tak żyć. Ostatecznie melancholia to historyczna nazwa choroby psychicznej.

Dlatego wypieramy melancholię w myśleniu o Kosmosie. Chcemy, żeby było wesoło, kolorowo i z przygodami. Wymyślamy historie o kosmitach i przygodach międzygalaktywcznych podróżników. A żeby mieli oni gdzie mieszkać i w co się ubrać, wymyślamy im ulktranowoczense otoczenie. Tworzymy futuryzm.

"Nowoczesność w domu i zagrodzie"

W latach 60. mój tato był w podstawówce. Na lekcji plastyki dostał zadanie namalowania swojego wyobrażenia o tym, jak będzie wyglądał świat w roku 2000. Oczywiście narysował w pełni zautomatyzowany świat, pełen latających wehikułów.

Nic dziwnego, w końcu - mniej więcej w tym samym czasie - świata przed zagładą broni Barbarella, a Hanna Barbera wymyślają bajkę Jetsonowie. Futuryzm ma kolorową twarz, na której nie uświadczymy grymasu niepokoju wobec niepewnej przyszłości i milczącego złowrogo Kosmosu.  Życie w świecie nowych technologii i gwiezdnych podróży jest łatwiesze i ciekawsze. Design jest przyjazny użytkownikowi, łatwy w obsłudze i zgeometryzowany. Żadnych zbędnych ornamentów. 

W 1972 na naszej planecie pojawia się Ziggy Stardust, nowe kosmiczne wcielenie Davida Bowiego. Jest szalony, barwny, totalnie dziwny i towarzyszą mu pająki z Marsa. Owszem szokuje, ale jego dziwność jest raczej fantastycznym wzorem do naśladowania dla fanów, a niepokój wywoływać może chyba tylko u zatwardziałych konserwatystów, którym przeszkadza jego androgyniczność. Jednak Bowie jest lekiem na strach przed nieznanym, bo pokazuje, że dziwne jest fajne.

"Kosmos"

Kosmos może oddziaływać na modę poprzez dwa różne sposoby jego odbioru. Można wobec Kosmosu być zdobywcą lub melancholijnym obserwatorem. Można też być Jedi, co pozwala w pewnym stopniu łączyć obie role. Jeśli chodzi o bycie Jedi, to oczywiście nie jest to łatwe, ale jeśli komuś jakoś bardzo nie zależy, to może sobie odpuścić to całe szkolenie i po prostu ubrać oversizeowy sweter. Robili tak moi kuzyni jakieś 7 lat temu, wołając do siebie "Pocekaj Dzedaju, ja tez jestem Dzedajem!".

Podobnie bawili się Proenza Schouler projektując białą kimonową bluzkę w stylu Luka Skywalkera i Francesco Scognamiglio tworząc skienkę w bardzo sportowym wzorze siateczki (podobną ma Matt Damon - kosmonauta). Carol Lim zaprojektowała dla Kenzo kostium do spacerów po Księzycu i nawet delikatna Misha Nanoo dodała do koszuli transparentne geometryczne wstawki, których nie powstydziłaby się Barbarella. To czysto estetyczne odbicie w modzie fascynacji Kosmosem, ale można do tego też podjeść inaczej.

No bo jak to się wszystko ma do Świąt? Oczywiście nijak. Oprócz tego, że w okolicach Świąt będą mieć premierę Gwiezdne wojny. Jeszcze można by powiedzieć, że Boże Narodzenie to czas, w którym każe nam się nieco zwolnić i popatrzeć z boku na swoje życie (jak w Opowieści wigilijnej). I w ogóle mówi się, że to czas refleksji. Zamiast futurystycznego połysku i tak silnie podkreślanego związku mody z nowymi technologiami, dla mnie więc Kosmos w modzie jest melancholią i refleksją. Refleksją nad każdym elementem tego naszego dziwnego świata i tym, co oznacza wróbel zawieszony na płocie, jak w "Kosmosie" Gombrowicza.

Więc tak mi się wydaje, że można by nie tylko walnąć sobie fryzurę jak Judy Jetson, ale poczuć się rzeczywiście jak Jedi, czyli jak mędrzec. Zamiast być nowocześnie, geometrycznie, Instagramowo idealnym warto być trochę niechlujnym i nosić jakieś takie wiązane, powłuczyste szaty. Nie tylko dlatego, żeby wyglądać mądrze, ale dlatego, że - jak mi się wydaje - już niedługo może to być bardzo modne. Bo nowe Gwiezdne Wojny pokryte sa nie tylko patyną nostalgii ale też kurzem i brudem, jak ubranie ich bohaterki, bo postapokaliptyczny chaos  i estetyka ascezy są charakterystyczne dla niepewnych czasów na skraju wojny. Ten rok (być może podobnie, jak każdy inny) był trudny i chyba dość niebezpieczny, więc i moda stworzona pod jego wpływem może być dziwna. Zobaczymy.

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny artykuł traktujący również o Gwiezdnych Wojnach, których to jestem wielkim fanem :). Uważam, że Star Wars są najlepszymi filmami sci fi. W domu posiadam całą kolekcję różnych gadżetów filmowych związanych z tym uniwersum. Najczęściej szukam ich w dobrych sklepach internetowych (np. https://4gift.pl/gadzety/gadzety-filmowe/). Wiele podobnych rzeczy można też znaleźć na serwisach takich jak Ebay.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zawsze z dystansem podchodziłam do Gwiezdnych Wojen, ale mam w domu ogromnego fana :P Niemniej jednak "Mandalorianin" mi się bardzo spodobał

    OdpowiedzUsuń