wtorek, 10 listopada 2015

Konstrukcja



Jesień i architektura
Wychodzenie z domu z Krakowie jest niebezpieczne. Nie ze względu na czyhających za każdym rogiem złoczyńców z maczetami, czy też wypadki drogowe. Problemem jest oddychanie, a właściwie ograniczona możliwość podjęcia tej aktywności. Zaduszeni przez smog ludzie jednoczą się w cierpieniu, a ja - jeśli tylko mogę - unikam opuszczania mieszkania. Sprzyja to mojej, corocznie nawracającej, pasji do czytania. Co roku na nowo odkrywam, że jednak mam trochę czasu wieczorami i wzrasta we mnie chęć nadrobienia wszystkich zaległości.

Szczególnie lubię czytać o architekturze, bo się na niej nie znam. Czytając Rema Koolhaasa, Deyana Sudjica, czy Filipa Springera mogę jednak przez chwilę poczuć się, jakbym cokolwiek w tym temacie miała do powiedzenia.

Sudjica przywołuję tu już kolejny raz, ale nie mogę się nadziwić, jak świetnie potrafi on pisać  - jednocześnie  zrozumiale dla laika i wcale nie głupio, bo wciąż inspiruje do przemyśleń na temat otaczającego nas zewsząd dizajnu. To właśnie Sudjic kazał mi zacząc zastanawiać się nad użytecznością i fukcjonalnością rzeczy, tworzących nasz świat. Od kasownika w tramwaju po budynek Sejmu. To u niego czytałam o idei Le Courbusiera chcącego uczynić z wielkich bloków maszyny do mieszkania. Od niego też dowiedziałam się o Margarete Schütte-Lihotzky, która projetowała kuchnie o układzie przyjaznym gospodyniom domowym, a nie tylko sztabowi kucharek. 

W domach z betonu...
Jako mały socjalista zawsze byłam entuzjastycznie nastawiona do budownictwa socjalnego, jako wielbicielka porządku czuję się bezpiecznie patrząc na geometrycznie skomponowane jasne osiedla projektu Le Courbusiera. Jako osoba odpoczywająca przy gotowaniu w mojej mikroskopijnej kuchni doceniam tez starania Schütte-Lihotzky, które ułatwiły IKEI ułatwienie mi życia. 

Jedak w pewnym momencie lektura "Mapy i terytorium" kazała mi zweryfiiwać moje zamiłowanie do wspaniale funkcjonalnego modernizmu. Houellebecq w tej książce bowiem modernizmu nienawidzi. Nie podoba mu się jego bezosobowa jednolitość, starszny jest mu jego odgórnie zaplanowany entuzjazm, czystość i pewność własnej użyteczności. Niechęć ta znajduje swoje potwierdzenie w niezbyt zachęcających obrazach miast odgórnie zaplanowanych, takich jak Brasilia, czy Czandigarh (zaprojektowane przez Le Courbusiera miasto w Indiach). Nie są to miejsca tworzone "dla nas i przez nas", a raczej zimne i niedostępne, Mimo ich dumnej wierności zasadom ergonomii, wyglądają jakby nie nadawały się do mieszkania. 

Nic o nas bez nas

Co innego slumsy. Nie żebym cokolwiek o nich wiedziała. Ale przecież widziałam jakieś filmy i czytałam kilka artykułów o favelach. Nie wydaje mi się, żebym bez oporów się zapuściła w te rejony, ale nie da się zaprzeczyć, że nikt tu nikomu nieczego nie narzuca. Oczywiście w gestii konstrukcji architektoniczej. 

Zastanawiając się nad tym, gdzie jeszcze można z przestrzenią publiczną robić, co się chce, dochodzę do wniosku, że efekty mogą być skrajnie różne w zależności od tego, kto sobie z tą przestrzenią poczyna. Berlińskie squaty i zakopiańskie Krupówki. Street art i kolorowe banery reklamowe wywołujące zawroty głowy i odruch wymiotny. No, ale co z tego, że mi jedno mi się podoba, a drugie nie. Czy mam prawo mówić góralskim handlarzom, że ich gust jest gorszy od mojego?

Na szczęście istnieje przestrzeń, której ukształtowanie zależy tylko i wyłącznie ode mnie. A może tak mi się tylko wydawało.

Konstrukcja społeczna
A teraz wiadomości prosto z mojego fejsbuka, które tylko pozornie nie są w ogóle związane z tematem:
1. Pokaz wiosna-lato 2016 Ricka Owensa, na którym modelki noszą na sobie inne modelki. 
2. Obecna w moim Internecie od dłuższego czasu intensywna kampania na rzecz promowania różnorodności sylwetek w modzie.
3. Essena O'Neill opuszcza social media

Pokaz Owensa może być różnie interpretowany. Oczywiście w mediach przeważa narracja szoku i skandalu. Patrząc na kobiety podtrzymujące na swych barkach inne kobiety pomyśleć można o feministycznym przesłaniu. Silne kobiety, wzajemna pomoc i nieugięte kroczenie do przodu pomimo ciężaru. Ale moją uwagę przykuło w tym pokazie co innego.

Kobiety noszone są w pełni wystylizowane, maja taki sam makijaż i fryzury, jak modelki kroczące po wybiegu. Nie są odczłowieczone, nie są tylko human backpack. Mają na nogach nawet buty na obcasach, mimo, że ich stopy wiszą w powietrzu. Można by odwróćić tę zgrabną figurę, jak kartę z damą pik. I nagle góra będzie na dole, a dół na górze. Nie ma problemu, buty już są. A może Owens miał nam do powiedzenia coś więcej niż tylko to, że kobiety są silne? A co jeśli chciał nas nakierować na to odwrócenie perspektywy? Jeśli modelka jest ubraniem, a ubranie jest modelką, to może jest tak, że wcale nie my nosimy ubrania, ale to ubrania noszą nas?

Być może jesteśmy już tak zafiksowani na tym, co mieści się, a co się nie mieści w ramach uznawanej przez nas estetyki, że tak naprawdę nie mamy wyboru. Wybór jest już dawno dokonany przez naszą podświadomość.

OK, ale moje social media od dłuższego czasu próbują mnie przekonać, że dzieje się inaczej, Że kanony się zmieniają, że super fajnie jest być modelką plus size, że super jest też mieć dziwnie ścięte włosy i kosmiczny kolor oczu, jak Grace Neutral. Lady Gaga już dawno temu śpiewała, że wszyscy jesteśmy piękni, Kim Kardashian swoją zgrabną pupą utorowała drogę do piękna kobietom o rozmiarze większym niż M, jest hype na bycie nietypowo ładnym. Ale czy na pewno?

Bo czy na prawdę te przykłady są jakoś odkrywcze? Kim jest (skrajnie!) zadbana i zrobiona, modelki plus size mają sajz M albo nawet S, co każe zastanawiać się nad tym, skąd w ogóle ten plus. Zadbana i estetyczna oryginalność to wcale nie jest jeszcze żadna rewolucja społeczena.

Essena O'Neill w ostatnich dniach próbowała (skutecznie z resztą) zdobyć ogormną atencję w social media, oznajmiając, że są one z gruntu sztuczne i złe. Tak jakby ktoś jeszcze o tym nie wiedział. Mówienie o tym, że trzeba być naturalnym jest po prostu modne, ale nie ma w ogóle nic wspólengo z tym, jak się pojmuje piękno i estetykę w tak zwanym społeczeństwie.

Mam wrażenie (choć nie wiem skąd wzięte, nie jestem przecież socjologiem), że kraj ceni sobie jednak bardziej Krupówki i aktorki z "M jak Miłość" niż jakąkolwiek alternatywę. Nie wiem, czy to TVP steruje gustem moich pobratymców, ale podjerzewam, że oglądane codziennie jasne, miłe, przyjemne i zawsze uśmiechnięte twarze telewizji są dla nich dużo bardziej ładne, bo znane. Zaś Monika Belucci może być dziewczyną Bonda tylko przez cztery minuty, bo jednak jest za stara, Agata Buzek jest za chuda, a bohaterka serialu Singielka (z resztą absurdalnego ze wszech miar, o czym pisał Tobiasz Kujawa) podobno za gruba, mimo że wygląda całkiem normalnie, a nawet pokusiłabym się na stwierdzenie, że ładnie.

Nie ma więc nawet ewolucji. Jest gospodarka centralnie planowana, pozbawiona nawet spokojnego i eleganckiego chłodu modernimzu. :ubimy to, co nam sie daje do lubienia. Może się to zmieniać w zależności od tego, czy poranki spędzamy z DDTVN, czy Instagramem, ale jednak nie ma równouprawnienia w kwestii konstrukcji cielesnych. I nigdy nie będzie.

3 komentarze:

  1. Piszesz bardzo ciekawie i na pewno będę śledzić Twoj blog. Jeśli jednak mogę coś zasugerować to - ilustruj swoje artykuły większą ilością zdjęć, zwłaszcza jeśli odnosisz się do konkretnych styli, sztuk odzieży lub ich autorów. Być może nie jest to zgodne z postulatem minimalizmu (layoutu i chyba zamysłu bloga), ale będzie bardziej przydatne dla odbiorcy, który tak jak ja może okazywać się laikiem Pozdrawiam serdecznie i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dalszym ciągu jest to dla mnie szokiem, że ktoś czyta to, co piszę, więc chciałabym przede wszystkim podziękować za obecność! Z ilustracjami spróbuję się dostosować. Frontem do klienta!

      Usuń
  2. Ciekawy blog. Smog staje się problemem nie tylko w Krakowie, ale niestety też w wielu innych większych i mniejszych miejscowościach...

    OdpowiedzUsuń