środa, 2 marca 2016

Na galowo


Tak, wiem, karnawał już się kończył. A jednak sezon na bale trwa w najlepsze. Nie takich zwykłych plebejskich domówek, ale balów z prawdziwego zdarzenia. Bo oto co chwilę widzę w Internecie nowe zestawienia kreacji z czerwonego dywanu. Za nami już People's Choice Award, Złote Globy czy gala Grammys i oczywiście Oscary. Oglądam sobie te galowe kreacje i zastanawiam się po co to robię. Oczywiście wiadomo - robię to dlatego, że powinnam się uczyć. Ale miejmy nadzieję, że jest w tej historii też drugie dno. Jeśli przyjąć, że na owych galach pojawia się elita naszego świata oraz, że patrząc na elity jesteśmy w stanie wysnuć wniosek co do tego, do czego nasze społeczeństwo chce aspirować, to mogę powiedzieć tylko, że chyba powinniśmy aspirować do totalnej nudy.

Doing real stuff sucks
Zobaczyłam wczoraj taki film na Facebooku Gazety: Przedstawiał młodych ludzi, którzy urodzili się po 1990 roku i miał (z resztą szalenie skutecznie) uświadamiać nam, że właśnie wchodzi we (wczesną) dorosłość pokolenie ludzi, którzy urodzili się, kiedy myśmy już świadomie robili różne rzeczy, takie jak niesłuchanie Justina Biebera, niegłosownie na PiS oraz PO, założenie konta na Facebooku czy kupno pierwszego telefonu komórkowego. Autentycznie zszokowała mnie wiadomość, że od 1964 roku do 1990 minęło tyle samo co od 1990 do dziś. Serio!!!!!! A więc jesteśmy świadkami epoki. I to nie jednej. Pamiętam premierę Titanica. Przywoływane zestawienia Kate&Leo kiedyś i dziś mogę zakorzenić we własnych wspomnieniach. Dzisiejsza czarna elegancka suknia Kate i idealny smoking di Caprio są tak strasznie nudne i bez polotu w porównaniu z jej szałową różową kreacją z tafty i jego marynarką z wielkimi połami i rumianymi z emocji policzkami. Plus te fryzury. Zwycięstwo stonowanej elegancji tym bardziej mnie przeraża, że i do mnie taki styl przemawia coraz bardziej w miarę upływu lat. Odnajduję w sobie zupełnie niespodziewanie pokłady umiłowania do minimalizmu i klasyki. Czyżbym była dorosła?! Pozostaje mi tylko zacytować napis na koszulce Local Heroes. I nieustannie buntować samą siebie przeciw popadnięciu w uwielbienie tego, co tak zwyczajnie ładne. Jak plakaty z Audrey Hepbourn i odświeżać do powietrza z IKEI. Bleh.

Żarty żartami
Będąc młodą gimnazjalistką bardzo chciałam być dowcipna. Kiedyś wraz z koleżanką postanowiłyśmy nabrać naszych kolegów z klasy, wprowadzając ich w błąd co do konieczności przybycia do szkoły w ubraniu galowym. Zmuszenie kogoś do ubrania się elegancko (w dodatku na czarno-biało) bez okazji wydawało nam się szalenie śmieszne. Bo przecież trzeba mieć powód do ubrania się jakoś inaczej. A na co dzień najlepiej jest się ubierać zwyczajnie, żeby nie narazić się na śmieszność. Niebezpieczeństwo to było wówczas (i chyba nadal jest) całkiem realne. Nie raz zdarzyło mi się wyjść z domu i pół godziny później chcieć się schować pod siedzeniem tramwajowym, zastanawiając się "Co ja sobie myślałałam?". W gimnazjum doświadczyłam nawet prawdziwej konfrontacji z opinią społeczną. Miałam tego dnia na sobie niebieską bluzkę z bufkami, zadrukowaną w małe różyczki, fioletową od połowy plisowaną mini, fioletowo-czarne podkolanówki melange oraz czerwone buty z niebiesko-czerownym paseczkiem na wysokości podbicia stopy. Wyglądałam jak idiotka, nie da się zaprzeczyć. I zostałam o tym w bardzo przyzwoity sposób poinformowana przez uczennicę starszej klasy. Więcej nie powtórzyłam tej stylizacji, ale miałam w zanadrzu jeszcze bufiaste jeansy do tęczowych skarpet i czarny skórzany płaszcz do ziemi noszony do buraczkowych spodni oraz bluzę z kapturem i trzema słoniami. Nie każdy jest Tavi Gavansson, ok?

Jak stróż w Boże Ciało
Sęk w tym, że ubierałam się tak nie na bal szkolny, ale tak ubrana uczestniczyłam w codziennych lekcjach fizyki, polskiego i WOSu. Można by przywołać jedno z ulubionych powiedzeń mojej mamy i powiedzieć, że wystroiłam się "jak struś w Boże Ciało". Czyli trochę za bardzo i trochę bez sensu. Co z kolei każe mi przywołać moją zeszłoroczną konwersację ze wspomnianą koleżanką ze szkolnych lat. Siedziałyśmy na tarasie w środku lata, pijąc wino i jedząc pomidory. Rozmawiałyśmy o takich rzeczach jak wesela, śluby i inne dziwne dorosłe sprawy. Wśród których Marta poruszyła kwestię ubioru. Nie tego, jak się ubrać na wesele. Ale jak się ubierać mając 26 lat. Uznała, że jesteśmy w tym unikalnym momencie, kiedy już nie wygląda się głupio w szpilkach. A jednocześnie nie jest się zbyt poważnym na to, żeby ubrać się trochę w mniej stonowany sposób. Tylko pojawia się problem tego, że nie mamy gdzie i po co się tak ubierać. Niewiele ze znanych mi osób ma okazję chodzić na bale i ceremonie wręczenia nagród. Ja znalazłam na to receptę właśnie w gimnazjum, kiedy to kupiłam sobie na wyprzedaży piękne, ale dość duże kolczyki. Wydawało mi się początkowo, że nie będę miała ich gdzie założyć, bo jestem za mała, żeby chodzić na imprezy. Więc uznałam, że będę je nosić na co dzień. Co wynikło z tego dalej, już wiadomo. Postanowiłam nie czekać na specjalne okazje. 
Czasami jest nam głupio założyć do pracy obcasy albo mocniej się pomalować w dzień. I rzeczywiście komentarze typu "O rany. O coś ty się tak wystroiła" potrafią zniechęcić do wszystkiego. Dlatego proponuję metodę małych kroków. Jeśli zacznie się od pomalowania ust na lekko koralowy odcień i co tydzień będzie się używać ciemniejszej szminki, to nikt się nie będzie bardzie dziwił. A przywilej chodzenia na co dzień w krwistej czerwieni zostanie nam na zawsze.  

Ale tak na serio
W temacie strojów galowych nie chodzi tylko o to, żeby nie bać się do nich dążyć codziennie. Tak na prawdę Polakom potrzeba prawdziwej lekcji tego, jak się ubierać, kiedy musimy wyglądać serio. Mam takie wesołe życie, że nikt mnie nie zaprasza na śluby, ale byłam w życiu na kilku pogrzebach i muszę przyznać, że ludzie często wyglądają zupełnie nieprzyzwoicie. I nie chodzi tu o rodzinę, która w tym dniu nie powinna być oceniania, ale o znajomych  z pracy i tym podobnych gości, którzy przychodzą jeansach i bluzkach w kwiatki. Czy nie wiemy już nawet, że na pogrzeb warto się ubrać na czarno? Prezesi firm noszą koszule z krótkim rękawem, a na weselach królują (wiem tylko z przekazów medialnych) rozkloszowane mini w jakiś przedziwny sposób próbujące się odwołać do lat 50. A do nich szpilki na platformie. Ale może w tym szaleństwie jest nie tyle metoda, co nadzieja. Chciałabym wierzyć, że nasz naród postanawia zawzięcie ignorować wszelkie zasady savoir vivre i olać nawet inspirowanie się światowymi gwiazdami ekranu, na rzecz wesołej spontaniczności. Chciałabym wierzyć, że to, jak wyglądamy nie wynika z lenistwa, braku edukacji kulturowej w szkole, czy czystego przypadku (ktoś zaczął i teraz wszyscy tak się noszą). Chciałabym widzieć w tym upragnioną dziwność i ekstrawagancję. Ale niestety powtarzalność tej brzydoty, choć wcale mnie nie na siebie nie uodporniła, to swą banalnością zatamowała drogę do bycia ciekawą. Gorsza od oscarowej nudy jest tylko powtarzalna brzydota. 
Zdaję sobie sprawę, że mówić tak jest czymś okrutnym oraz, że nie mam prawa oczekiwać zewsząd fajerwerków ekscentryzmu. Bo niełatwo jest być innym ładnie. Ale można chociaż nauczyć się eleganckiego przykuwania uwagi.

Ucz się od Leo
Musimy więc do niego powrócić. Bo siedzą mi w głowie lata 90. I żałuję, że jednak nie miałam takiej dresowej bluzy I<3LEO. Nie chodzi i ten wspaniały przykład z garderoby najntisowej uczennicy, ale o mowę po otrzymaniu statuetki. Leo oczywiście ładnie wszystkim podziękował, ale i z pasją odniósł się do sprawy ocieplenia klimatu. Ludzie się obudzili i byli widocznie podekscytowani, a ja się popłakałam przez ekranem laptopa. A przecież nie ma w tym nic nowego i wezwanie do ochrony naszej planety nie jest szokujące. A jednak działa. Są więc takie rzeczy, które choć trochę już zgrane zawsze zadziałają. Jak super-biała koszula, czerwona szminka, świetnej jakości zamszowe buty, które pozwalają się poczuć odświętnie. I nie byłabym sobą, gdybym nie dodała: duża złota biżuteria. Trochę bezpieczne, a trochę rozbudzające zainteresowanie.

3 komentarze:

  1. Super blog
    Zapraszam do mnie
    patsonblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog
    Zapraszam do mnie
    patsonblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha przypomniałaś mi moje "stylizacje" z czasów podstawówki i gimnazjum xD to było tragejszyn!

    OdpowiedzUsuń